Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/307

Ta strona została przepisana.

nie spojrzała nawet kto on taki, młody czy stary, pan czy parobek, tylko chwytała go za ręce, chciała je do ust ponieść, i ze łkaniem wołała:
— Daj, daj Dobrodzieju! Niech ucałuję te ręce przezacne, co Pani Matce wróciły jéj skarb!
Pan Kaźmiérz zakłopotany, wyrywał ręce i prosił:
— Dajże pokój Wacpani..... A toć ja raczéj winien całować te hatłasowe rąsie.
Na takie kawalerskie słowa, klęcząca podniosła oczy, spostrzegła dopiéro teraz, że ów «Dobrodziéj» to dorodny młodzieniec, zerwała się zmieszana i spłonęła.
Pan Młody zawołał ze śmiechem:
— A to mi się skonfundowała moja panna!
I patrzył dobrotliwie to na nią, to na niego, potem nagle zamyślił się, i szepnął Starszemu Drużbie, który stał tuż przy nim:
— Jaki ten kawaler podobien do kogoś.... Widzisz Waszmość? On i moja panna..... A to istne dziwo.....
— A prawda! — Potwierdził Drużba. — Podobniusieńcy, jakoby rodzeni. Osobliwsza rzecz, jakie to hazard wyprawia kombinacye?



Tymczasem kolebki jedne po drugich zajeżdżały, goście zapełniali schody, ganek, sień, i coraz tłumniéj cisnęli się do Starościny, dla składania jéj weselnych powinszowań.
Wieść o znalezieniu się Marysi, padła mię-