dzy to radosne zgromadzenie jakby raca siarczysta, po któréj wybuchnął cały fajerwerk okrzyków, uniesień i podwojonych powinszowań. Starościna przedstawiała wszystkim Pana Kaźmiérza, jako przeszłego i przyszłego zbawcę swojéj córki, chciała wysławiać jego męztwo i poświęcenie, ale w tym niezmiernym ścisku i zgiełku, nikt prawie niemógł jéj dosłyszéć. Tłoczono się więc znowu do Pana Kaźmiérza, mężczyźni obsypywali go potężnemi uściskami, niewiasty wdzięcznemi spojrzeniami, a wszyscy obiegli tysiącem i tysiącem pytań.
Jednak Rękodajny ciągle się Pani domu napierał z chlebem i solą, a widząc że na niego nie zważa, wsunął tacę tuż przed jéj oczy, i nachyliwszy się do jéj ucha, mówił:
— Pani Starościno! Mościa Pani! Trza koniecznie to oddać, bo jak Państwo Młodzi tego nie wezmą, to będzie zły omen.
— Masz Aspan racyę. — Odparła nakoniec. — Słuszną racyę. Krysiu! Władek! Chodźcie tu moje dzieci! Z onych emocyi nie pilnowałam ja się obyczaju starego. Niechże się święci choć teraz. Weźcie te dary boże, aby dom wasz nigdy nie zaznał głodu, i aby żywot cały był wam smakowity.
Państwo Młodzi znów przyklękli przed matką, dla odebrania jéj darów, i nowy okrzyk obecnych, potwierdził wyrażone przez nią życzenie.
Jeden tylko Pan Kaźmiérz milczał.
Na to imię «Krysia», które kilka razy po-
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/308
Ta strona została skorygowana.