Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/316

Ta strona została przepisana.

komendę nad moją rotą, i poprowadzisz ją na Niemce, abo i na pogany, co?
Tak mówiąc, objął ręką jéj kibić, i ukradkiem, po-za welonem, chciał całować jej szkarłatne usta. Ale dzika dziewczyna broniła się ostro, mówiąc:
— Wstydź się Waszmość... w oczach kompanii!



W téj chwili, boczne drzwi sieni się rozwarły, i z głębi domu zabrzmiała muzyka, już nie żadne pogańskie piszczki, ale uczciwa domorosła kapela, z cudzoziemskim na czele kapelmistrzem. (Który nawet za Włocha się podawał, choć podobno był tylko Czechem.)
Na to hasło, goście zaczęli napływać do sieni, a ztamtąd, stu parami, do sali.
Była to sala tak wielka, że cały dom z końca w koniec przerzynała. Od sztucznie struganych belek pułapu, zwieszały się grube mosiężne świeczniki, w których seciny świéc woskowych płonęły, bo zmrok już dobrze zapadał; już i na dworze zapalano smolne beczki, których blask napływał purpurowemi wstęgami, przez okna wycięte na przestrzał w obu końcach sali. Pod tém oświetleniem, ściany niby ruszały się i mrugały, od szeregu wązkich, wysokich portretów, i równie wysokich kredensów, których półki były pełne kosztownych mis i roztruchanów. Środkiem sali ciągnął się stół wązki, zgięty w długą podkowę, także jarzący od sreber,