Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/325

Ta strona została przepisana.

— A to Amazonka! — Ozwało się kilka głosów.
— Rezolutka!
— I Abnegatka!
Ozwały się inne.
A Starościna szepnęła ze wzruszeniem:
— Krysiu moja złota, pójdźże, niechże cię uścisnę.... Zgadłaś moje ciche desiderium.... Ach tak, jabym chciała aby oni już byli w drodze....
I nadbiegającą Krysię całowała po jéj białem velum.
Tymczasem Pan Wojewoda wołał:
— Mości Panie Rotmistrzu, niéma rady! Z takową Rzymianką nie przelewki. Musisz Waszmość jachać, i zasługować sobie dopiero na koronę szczęścia.
Pan Młody wstał, i stuknąwszy o stół pustym kielichem, odpowiedział:
— Teraz tedy, kiedy moja Małżonka sama spuszcza mię ze złotéj obroży, wolno mi wyznać, że i memu braterskiemu sercu niemniéj pilno do wytropienia mojéj Panny Siostry, i do naganki na Niemców. Tedy jadę, i to tego momentu. Waszmość Państwo daléj sobie zdrowi bankietujcie, ja siadam na koń i rżnę do Gdańska.
Wszyscy obecni przyklasnęli. Tylko Pani Starościna, położywszy dłoń na jego ręku, rzekła z niejakiém wahaniem:
— Synku, dobry to ferwor, wszelako trzeba nam wiedziéć, czy IMci Panu Koryckiemu będzie wygodnie tak rychło mój dom opuszczać?