że więc on obmyśli nam cały plan Kampanii, a ja pierwszy idę pod rozkazy naszego Hetmana.
— Panowie Bracia, zmiłujcie się! — Krzyknął Pan Dederko. — Po co tu plany? Po co tu consilia? Zrobim zajazd na dom onego Majstra, jemu łeb ukręcim, czeladników powywieszamy, pannę Starościankę na koń, i skończona kampania.
— O! Co tak, to nie! — Przerwała żywo Pani Starościna. — Waszmoście chyba niémacie Boga w sercu? Jakoż to? Chcecie odbierać żywot człowiekowi co Marysię uchronił od pogan? Boć tak czy owak, zawdyć on ją uchronił, i na swoim sumpcie chował. Władku, słuchaj: róbcie rzecz politycznie. Co prawda, Szwab i Luter, i srogi na nią ciemiężyciel, a wżdy, jeśli można odbić Marysię bez rozlewu krwi, to będzie mi lżéj na sumnieniu.
Tu ozwał się Pan Kaźmiérz:
— Gdybym słuchał jeno głosów affektu i słusznéj koleryi, trzymałbym z IMci Panem Dederką. Ale tu pono Pani Starościna przemówiła i jako pobożna niewiasta, i jako mądry statysta. Bo dom onego Majstra, Mości Panowie, to nie dworek na wsi, co go można rozrzucić i spalić, i pojachać sobie het z wiktoryą. Tam cała respublika Gdańska przyjdzie Majstrowi na odsiecz, a ten Gdańsk to bestya harda, co nieraz i Królowi Jegomości do oczu skakała. Tedy kto tam chce wygrać, niech ma za sobą Senat miejski. Póki ja, człek obcy, chciałem onemu tutorowi odebrać jego pupilkę, a słuszniéj mówiąc,
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/328
Ta strona została przepisana.