ci dla nawoływania służby, tamci dla zbierania podróżnych manatków. Niewiasty obsiadły Starościnę, i cieszyły ją wesołemi nadziejami. Tylko panny popłakiwały po kątkach, z żalu że je ominie cała noc tańców i zabawy, a zwłaszcza owe Oczepiny, przy których niejedna obiecywała sobie, że poszuka szczęśliwéj wróżby, i pierwsza skoczy do zydla opróżnionego przez Krysię.
Ale Krysia w téj chwili czém innem była zajęta. Skinęła na brata. Po krótkiéj naradzie, przeszli do alkierza, dobyli z kantorka inkaust, pióra, papier, i Pan Kaźmiérz machnął list do ojca. List był króciuchny i bezładny, ale ognisty jak dusza piszącego. Uwiadamiał on w nim tylko z uniesieniem o cudowném odnalezieniu Krysi, a następnie składał prośby, tak od córki jak od Pani Starościny, aby Pan Miecznik raczył zjechać do nich co najprędzéj, bo Krysia niemoże teraz odstąpić swojéj choréj dobrodziejki, a chciałaby téj godziny paść do nóg ojcowskich. O sobie mało wspomniał, przepraszał tylko że nie jedzie naprzeciw Dobrodzieja, gdyż musi pędem wracać jeszcze do Gdańska, gdzie ma się rozstrzygnąć całe jego szczęście.
Ze swojém grubém i zamaszystém pismem, Pan Kaźmiérz prędko doleciał do końca drugiéj stronnicy. Wtedy Krysia, czytająca przez jego ramię, ozwała się:
— Dosyć, dosyć Panie Bracie. Ostawcież i dla mnie kęsek miejsca, niechże i ja wypiszę moje submissye, i nowe molestacye o rychłe da Bóg zjachanie do nas. Ach, jak pomyślę że mam
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/330
Ta strona została przepisana.