Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/332

Ta strona została przepisana.

przez to żeś onéj liny nie wyhissował. Niech cię Pan Bóg błogosławi za twoje mazgajstwo.
Maciek chwilę pomilczał, poskrobał się w głowę, nakoniec zrozumiał, i rymnął do nóg pańskich. Wszakże nadzieja Pana Kaźmiérza została omyloną, nie roześmiał się bowiem, ale znów zaczął płakać, gdzie tam płakać? Ryczał z radości.
Potém wyleciał jak szalony, i po chwili wyprowadzał na dziedziniec osiodłanego bułanka.



Nie był tam pierwszym. Konie stały już okulbaczone, tylko jeszcze przytraczano do nich węzełki podróżne, zwłaszcza broń rozmaitą, w którą nasi rycerze chcieli się na wszelki wypadek dostatnio zaopatrzéć; wprawdzie sami jéj nie przywieźli, bo na wesele zjechali tylko przy szablach, ale Pan Rotmistrz dostarczył im jéj suto. Każdy, co chciał wybierał, i pachołkowi swojemu oddawał. Potém panowie jak stali, w swoich świetnych strojach dosiedli rumaków, i gdy Pan Kaźmiérz wybiegł, już pito Strzemiennego.
Wszystko wyglądało godowo.
Dziedziniec był zatłoczony wieśniakami, którzy porzucili tańce i wieczerzę, aby się przyjrzeć niespodzianemu odjazdowi Pana Młodego. Ogrodzenie, brama, droga do kościoła, wszystko płonęło od beczek i kagańców. Kapela wyszła na ganek. Wyjechała tam i Starościna, za nią wysypał się cały orszak weselny, z białą Krysią w pośrodku.