Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/342

Ta strona została przepisana.

jącym piecem, tak, że Pan Majster nie mógł go wcale widziéć.
Za to, nieszczęsna kobiecina widziała go ciągle, i nie spuszczając zeń przerażonych oczu, stała jak żona Lota, z głową pół obróconą, w słup zastygła.



Pan Johann Schultz siedział jak zawsze przy swoim robotnym stole, pomiędzy mnóstwem drobnych naczyń i misternych narzędzi. Ale na ten raz, narzędzia leżały bezczynnie. Pan Majster miał rozłożony przed sobą swój cudowny sztuciec, i z rozlubowaniem właściwem człowiekowi, co jutro ma być «Panem Młodym», wpatrywał się w zachwycający posążek Wenery.
Widok tylu wchodzących, zdziwił go i zaniepokoił, a najwięcéj go zdumiało przybycie Burmistrza, który po zabiciu Kaźmiérza mocno się z Panem Schultzem przemówił, wyrzucał mu narażenie Urzędu Gdańskiego na niełaskę królewską, przepowiadał mu zemstę całéj Wodnéj Armaty, łajał go za twarde obejście się z Hedwigą, i od owéj rozprawy, już nogą nie postał w Bursztynowym Domu.
Teraz, Pan Majster widząc go w towarzystwie samych ludzi młodych i wojennych, pomyślał sobie:
— Oho! Jest owa wróżona zemsta. Cała Wodna Armata na kark mi się zwali. Zła sprawa, i to jeszcze w sam przeddzień Hymenu!