Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/346

Ta strona została przepisana.

zabitego nie będzie cię po rękach piekła. Już sumnienie po nocach nie będzie cię demolowało.
— Ależ — odparł Majster, wydzierając się dość szorstko z uścisku — mnie sumnienie w żaden manier nie dezolowało. Za co? Jam tego kawalera nigdy nie zabijał, jenom odbierał co kradzione, a że się doigrał guza, to ja temu nie krzyw, sam go szukał. Ale Waszeć Panie Burgemeister, po coś mię to tak szpetnie oszukiwał, straszył kaźnią i pomstą, acz wiedziałeś że to udanie?
— Ja? Wiedziałem? Jak mi Bóg miły, niewiedziałem. I nikt niewiedział. Xięża go tam w Oliwie schowali, a oliwą precz smarowali, aż się wylizał. Ale to była siurpryza. Jam się dopiero dzisia, przed godziną dowiedział, i niemogę nachwalić się Pana Boga, boć za taki mordunek toby my wszyscy mogli dostać pokutę.
Na to Pan Majster odrzekł z jakimś dziwnym uśmiéchem:
— A no, to i ja powiem: Chwalić Boga że kawaler się wylizał, témci bardziéj że teraz już on mi nie zawadza.
Słowa te zadziwiły obecnych. Wszyscy po sobie spojrzeli pytająco. Pan Kaźmiérz zaś, hamując wzruszenie co mu na twarz wybuchało krwawemi rumieńcami, odrzekł z widoczném wysileniem:
— Słusznéj inwidyi mógłbym ja popuścić cugle, i byłoby to może dla mnie miłém, ale wolę brać model z Pana Starościca, i zmilczéć