Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/348

Ta strona została przepisana.

Pan Majster wcale się niezmieszał.
— Z kim? Zara się to pokaże. Ja moją przyszłą żonkę sam Waszmościom zaprezentuję. Czy tu jest Mina? Co ty tam tak stoisz, jak ten słup do podpierania drzwiów? Chodź-no tu.
Mina cała drżąca weszła do komnaty, i palcem wskazując na Pana Kaźmiérza, zapytała półgłosem:
— Herr Meister, co to jest?
— Jakto, co? Czyż nie widzisz? To IMci Pan Korycki, stara znajomość.
— On? Wszakci on był zabit? Czy to upiór?
Na te słowa, mimo poważnego nastroju, powstały w komnacie wielkie śmiéchy. Sam Pan Majster uśmiechnął się i odrzekł:
— Nie upiór, jeno niedobitek. No, nie rozdziawiaj próżno gęby, jeno ruszaj duchem na drugi trepp, i proś aby przyszły tu obiedwie, i frau i frajlein.
Mina znów osłupiała z podziwienia:
— Proszę Meistra, tedy frajleinie już wolno wyjść z izby?
— Co tu gadać? Powiedz jéj, że ja każę aby tu przyszła. I frau także.
Mina rozradowana pobiegła na górę.

Ale pomiędzy młodemi ludźmi, coraz niespokojniejsze krążyły pytania:
— Co to będzie?
— Ej! Źle się skończy.