Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

Na progu stały dwie kobiety, prześliczne jakby dwa kwiaty.
— Która to? Która? — Pytano półgłosem.
— Czy ta różowa?
— Ale gdzież znowu! To tamta, ze złotą główką.
— A juści, bo też i do Pana Rotmistrza kubek w kubek podobna.
— A! Trza przyznać, jako stary umié dobierać gładkie buzie.



Hedwiga musiała już wiedziéć przez Minę o przybyciu Pana Kaźmiérza, bo żaden krzyk podziwu nie wydarł się z jéj piersi. Tylko była niezmiernie blada, i w pochodzie słaniała się na ramieniu Pani Flory, która przeciwnie kwitła tryskającemi rumieńcami.
Kto wié nawet, czy jaka tajemna poczta nie powiadomiła już tych pań od rana, o mających się zjawić gościach, obiedwie bowiem były, co się zowie świątecznie ubrane; jedna różowo, druga jak zawsze, niebiesko; przy szyi obie miały przejrzyste krézy, we włosach bramki ze wstążek, przepięte kwiatami; u jednéj pęk róż gorących, u drugiéj białe stokrotki.
Pan Schultz nie patrząc wcale na Hedwigę, wziął Panią Florę pod rękę, i wyprowadził ją na środek pokoju, poczém uroczyście przemówił:
— Oto zacna dama, która przez mizerykordyę nademną, sakryfikowała się na złe języki.