żąda, i choć nie bez wysilenia, jednak pokłonił się i wyrzekł:
— Ja takoż dziękuję za Waszeciny assentyment. Szkoda jeno że nie przyszedł trocha wcześniéj.
— A właśnie że nie szkoda. — Odparł, zawsze drwinkowatym głosem Pan Majster. — Gdybyś Waszmość był zaraz posiadał mój konsens, nie byłby się Szkaplirz rozerwał, i Hedvich nie byłaby Starościanką.
— I toć prawda. Panna Hedwiga nie byłaby odszukała swojéj familii, a i ja nie byłbym odszukał mojéj siostry. Bo trzeba wiedziéć Waszeci, że w téj całéj cudownéj miszkulancyi, odnalazła się i nasza Krysia.
Tu Pan Rotmistrz oraz jego towarzysze, wmieszali swoje głosy do rozmowy, i zaczęli na wyścigi opowiadać, jako to Pan Kaźmiérz stanął w Dobrowoli właśnie podczas wesela Pana Starościca, przyczém się pokazało że małżonka tegoż, jest właśnie ową zatraconą Krysią. Hedwiga, słuchając tych wiadomości, składała ręce w zachwycie, a Pan Rajca, od wielkiego zdumienia, zapomniał nawet o szyderstwie, i z dobrodusznym uśmiéchem powtarzał:
— Herr Gott! A to jakbyś słuchał matczynego bajania. No..... tylko w tym kraju, podobne rzeczy mogą się porobić.
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/354
Ta strona została przepisana.