Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/357

Ta strona została przepisana.

rzucił na Hedwigę jadowite spojrzenie, zwiesił głowę, i zwolna opuścił komnatę.
Po jego wyjściu, wszyscy lżéj odetchnęli, jakby po zniknieniu czarnéj chmury, a gdy jeszcze na rozkaz Pani Flory, (która właściwie już od kilku tygodni rządziła Bursztynowym Domem), podano przednie wina i zakąski, serca się nieco rozjaśniły, i z przyjemnością, nawet prawie z zapałem, wypito zdrowie jutrzejszych Nowożeńców.



Nazajutrz istotnie, od rana, Pan Schultz poślubił Panią Florę, która otrzymała mnóstwo pysznych podarków, tak od męża jak i od znajomych, a zwłaszcza od swoich dwóch najlepszych przyjaciół, Pana Kaźmiérza i Pana Władysława. Dla tych dwóch ostatnich, był to najlepszy sposób niejakiego wywdzięczenia się Panu Konzulowi, który z nieprzepartą wyniosłością, Niechciał wchodzić w żadne rachunki z Panem Starościcem, ani sobie dał mówić o kosztach łożonych na odchowanie Hedwigi.
— Nie, nie, keine gadanie. - Odpowiadał. - Niechże ja już na zawdy ostanę «Dobrodziejem».
Sam więc nic nie przyjął, ale upominków dla żony niemógł w żaden sposób odmówić, bo Pani Flora przyjęła je skwapliwie, tém skwapliwiéj że teraz, wchodząc przez męża do patrycjatu miejskiego, mogła już nakoniec nosić i drogie tkaniny i rzeczywiste klejnoty.
W południe, odbył się u Pana Schultza