ny hojnie zaopatrzono,) zaprosił go, ni mniéj ni więcéj, tylko Pod Łososia. (Sławny ów zakład istniał już od lat kilkudziesięciu[1].) Tam, przy kubeczkach «Złotéj wody», jak zaczęli wspominać ową noc okienkową, tak się aż popłakali z rozczulenia, i ta lina co niegdyś była przedmiotem ich walki, obecnie zadzierzgnęła między niemi węzeł nierozerwalnéj przyjaźni.
Wprawdzie i teraz, tylko co nie przyszło znów do kłótni, obaj bowiem wśród poufnych zwierzeń, wyznali sobie że palą koperczaki do bystro-okiéj Fruzi. Ale pogodził ich trzeci towarzysz, pewien ślusarz wielki bywalec, który im opowiedział pod sekretem, że niemają się o co czubić, bo Fruzia już jest po zrękowinach z Dominikańskim Organistą, który będzie mężem przewybornym, jako człek i dostatni i uczony; do południa on wygrywa różne cudne Agnusy i kalikantom wymyśla, po południu chłopięta spędza i uczy śpiewania Mizererów, a żona tymczasem doma rządzi sobie jek się jéj żywnie spodoba. Na taką wiadomość, pogodzeni współzawodnicy znowu się chwycili w objęcia, i trącając kubek o kubek, śpiéwali piosnkę znaną, którą sobie wszakże przerobili na swoje kopyto:
Pije Maciek do Jakuba,
Spili się jak łyki.
Wiwat Mazur i Kaszuba!
A furda z podwiki.
- ↑ To jest od roku 1598-go, od którego to czasu, ten dom głośny z wyrobu i Składu najprzedniejszych Wódek Gdańskich, a zwłaszcza Goldwasseru, nieraz już zmieniał właścicieli, ale dotąd nie zmienił ani polskiego napisu, ani ulubionego szyldu, którym jest olbrzymi, kołyszący się nade drzwiami «łosoś».