Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/363

Ta strona została przepisana.

przypomnienie wielkiéj królowéj Jadwigi, wprawdzie, w postaci ni takiéj wielkiéj, ni tak świętéj, ale szczęśliwszéj, bo wspartéj na ramieniu tego którego ukochała.

Pan Kaźmiérz był dziś przybrany, już nie w łosie skóry, ani nawet w «hatłasy,» ale w same takie rzeczy, o jakich dawniéj tylko marzył, a na które teraz — poślubiając bogatą Starościankę — mógł sobie śmiało pozwolić. Więc miał krótki pstry żupan z Lewantyńskiego koftyru[1], (materji tak drogiéj, że niegdyś królom w hołdzie ją składano,) świécący rzędem rubinowych guzów, a po wierzchu, granatową, axamitną, marmurkami podbitą ferezję, która pod szyją zahaczała się na brylantowe szpony. U szkarłatnego kołpaka zatknął pióra orle, brunatno-pozłociste, wijące się w bujną forgę, i dla pamiątki przeszpilił je owym zanklem żeglarskim, na którym wyemaljowane, świeciło godło królewskiéj Bandery.
Więcéj wszakże od piór i od klejnotów, zwracała uwagę inna jeszcze ozdoba kołpaka, wprawdzie skromna, lecz zastanawiająca oczy, bo nieznana tutejszym ludziom. Były nią, dwa małe zieloniuchne wianeczki, zaplecione w siebie jak ogniwa, i wpięte poniżéj forgi, tuż nad lewą skronią.
Między patrzącemi, niektórzy mówili:
— To na turniejach u króla Szwedzkiego zdobył one wieńce.
A drudzy przeczyli:

— Nie. To jest owo ziele, co to «szczęście

  1. «Koftyr, materja kosztowna jedwabna turecka, takiéj 200 sztuk corocznie dawać musiał Jagielle Wojewoda Wołoski.» Ubiory w Polsce p. Łuk. Gołębiowskiego — wyd. Tur. Str. 139.