Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/371

Ta strona została przepisana.

biała i fałdzista jak zwykle, ale żółta i perełkowana, niby przepaska z bursztynu).
Rzecz ta, co prawda, przedstawiała niemałe trudności; trzeba ją było wyrabiać aż na Sejmie, i to — szczerze mówiąc — niewiadomo za jakie zasługi? Chyba właśnie za ocalenie Starościanki od pogańskiéj niewoli.
Zaczęto jednak zabiegi; te, szły opornie i zwolna; skutek był więcéj niż wątpliwy. Ale Pani Hedwiga niechciała o nim wątpić, i już sobie roiła że sama ów Klejnot zawiezie dawnemu «Dobrodziejowi,» bo chciało jéj się koniecznie raz jeszcze śliczny Gdańsk odwiedzić, i rada téż była pochwalić się tam przed wszystkiemi dwojgiem wdzięcznych dziatek, jakie już po jéj alkierzu biegały. Pan Kaźmiérz także byłby chętnie znowu zobaczył swoje morze, i Władysławowskie szańce, i starego «Łabędzia,» i starych towarzyszów od Wodnéj Armaty. Pani Starościna pochwalała zamiar, tylko nie radziła zabierania dziatek; wieloletnie doświadczenie ostrzegało ją, że widok tych «kinderków,» nie będzie miły dawnemu współzalotnikowi, témbardziéj że jak wiedziano z listów, i teraz pozostał on bezdzietnym. Pani Jadwiga (zwyczajem wszystkich matek,) niemogła zrozumiéć aby widok jéj dzieci mógł być komukolwiek na świecie niemiłym, ciągnęły się więc daléj rozmysły i narady, gdy znienacka los wszystko przeciął.