Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No105 p4 col1.jpg

Ta strona została skorygowana.

Rieux... narażaliście życie dla błahych bardzo powodów?...
— Nie sto razy nam się to przytrafiło, panie markizie, odrzekł Beuton-d’Or z przekonaniem.
— Czy nie zawahalibyście się narazić raz jeszcze, ciągnął René, gdybym tego od was zażądał dla bardzo ważnej sprawy i gdybym ofiarował wam stosowne podług zasług wynagrodzenie?...
— Pan markiz wie dobrze, że się nie zawahamy!... odpowiedział Dagobert. Nie dawniej, niż onegdajszej nocy, daliśmy tego dowód, wyzwalając pana od łotra, który go śledził, w podejrzanych z pewnością zamiarach...
— Dobrzeście uczynili!... odrzekł pan de Rieux, i jużem podziękował wam za to... Ale teraz chodzi o niebezpieczeństwo za niebezpieczeństwem...
— Pan markiz raczy nam wytłomaczyć, o co chodzi, my zaś z góry przyrzekamy, iż jesteśmy gotowi na wszystko...
— No, więc przystępuję prosto do celu... Przypominacie sobie, że dziesięć, czy jedenaście dni temu, zdołaliście się bardzo śmiało i bardzo zręcznie wsunąć w nocy do podziemi Dyabelskiego hotelu i że zobaczyliście tam fałszerzy przy pracy...
— Pan markiz może nawet dodać, mruknął Bouton d’Or, że o mało nie zostawiliśmy tam kości naszych... Do pioruna!... wielki czas był umykać!... Chwila dłużej, a mielibyśmy do czynienia z dwustu nieżartującemi zbirami!... To trochę na dwóch za wiele!... Wiem dobrze, żem wart dziesięciu, ale Dagobert nie jest taki obżartuch, ażeby połknął stu dziewięćdziesięciu innych...