przebudzenia nie dozwoliła Bouton d’Orowi uledz pokusie.
Nawrócenie na dobrą drogę olbrzyma pozostawiało wiele jeszcze do życzenia...
Upłynęło ośm dni bez wieści o karle i olbrzymie.
Pan de Rieux zaczynał się już tem niepokoić trochę, gdy naraz dziewiątego dnia rano otrzymał zawiadomienie Dagoberta, iż przybędzie z kumem swoim wieczorem, skoro się ściemni tylko.
Bandyci byli punktualni.
René wprowadził ich znowu do małego saloniku na parterze.
— Cóż mi macie do powiedzenia?... zapytał
— Wiele rzeczy, panie markizie... odpowiedział Dagobert.
— Dobrych czy złych?...
— Wyśmienitych!... wszystko idzie jak po maśle... komedya odegrana!... nieprzyjaciel osaczony, nie wie, że ma wilka w oborze!... Jednem słowem ma pan markiz przed sobą dwóch nowych towarzyszów Pochodni!...
— Towarzyszów Pochodni!... powtórzył ze ździwieniem pan de Rieux. — Cóż to znaczy?...
— Taki nosi tytuł armia, do szeregów której zaciągnęliśmy się, aby tem lepiej spełnić rozkazy