Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No107 p3 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

— A więc sprobuję... Nie wiem dla czego, ale żadna z moich chorych nie interesowała mnie tak, jak ta piękna dziewczyna... pokochałam ją, jak własną córkę... Tak, tak, ja jestem kobietą i chrześcijanką, sprobuję ją wyleczyć...
— Nie potrafisz tego uczynić, poczciwa matko Urszulo!...
— Dla czego?...
— Dla tego, że aby wyleczyć z choroby czysto moralnej, twoje poświęcenie i największe starania nie wystarczą, nie przydadzą się na nic...
— Ależ, Boże wielki... czegoż zatem potrzeba jeszcze?...
— Specyalnej wiedzy, której ty, matko, nie posiadasz...
— Ale ty, doktorze, taki jesteś uczony, że mógłbyś być lekarzem głowy koronowanej, gdyby ci tylko oddano sprawiedliwość... ty dopomożesz mi, jak zawsze... i we dwoje zdołamy może uratować ten biedny rozum, niezupełnie bodaj jeszcze stracony!...
Młody doktór potrząsnął głową.
— Przykro mi, matko Urszulo, że muszę ci powiedzieć prawdę... waryacya potrzebuje specyalisty... Ja nie przydam ci się na nic... Dodam też, że ażeby zwalczać podobną chorobę, potrzeba mieć środki odpowiednie... Waryacya tego biednego dziecka jest spokojną w tej chwili, ale kto wie, czy nie zamieni się w gwałtowną i niebezpieczną... Jesteś prawdziwą Opatrznością dla tych, co cierpią... ale poświęcenie twoje musi mieć pewne granice... Ta piękna nieszczęśliwa godna jest pożałowania...