Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No107 p4 col3.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Zaraz jutro rano... Poproszę jej, żeby tu przyszła i pokaże jej to biedne dziecię, takie piękne i godne pożałowania... Opowiem, co chcę dla niej uczynić, a księżna mnie zrozumie... bo jest matką i ma córkę, którą kocha nad wszystko na świecie... Serca macierzyńskie, to nieomylne serca... Co znaczy pięćdziesiąt dukatów miesięcznie dla takiej pani, która posiada majątek kolosalny... Da z pewnością, da te pieniądze, a nasze biedactwo wyzdrowieje... Cóż doktór na to powie?...
— Powiem, że podobnie chrześcijańskie poświęcenie, pokonywa najcięższe trudności, powiem, że pełen jestem dla was, matko, szacunku i uwielbienia, powiem wreszcie, że bierze mnie ochota paść przed wami na kolana...
Wdowa zaczerwieniła się zawstydzona.
— Eh! eh!!... wykrzyknęła niecierpliwie, nie o to wcale chodzi... Po co te wszystkie pochwały, kiedy ja na nie nie zasługuję wcale!... Powiedz mi doktór lepiej, czy wierzysz, że mi się uda?...
— Pewny jestem, że się uda i obiecuję, iż chora wyzdrowieje.
Matka Urszula klasnęła w dłonie, podniosła się i podeszła do Janiny, żeby ją pocałować w czoło.
Młoda dziewczyna od razu się przebudziła, otworzyła oczy, odrzuciła włosy, opadające jej na czoło, popatrzyła kolejno to na doktora, to na matkę Urszulę i wolno wymówiła trzy wyrazy, jakie nieustający powracały jej na usta, do jakich jednak nie zdawała się przywiązywać żadnego wyraźnego znaczenia:
— René... moja matko...