Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No111 p4 col1.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Czy sądzisz, że ten głupiec potrafiłby już zrobić mi pewną przysługę?...
— Tak dobrze jak ja... gdyby mu tylko na dobrych chęciach nie zbywało, o co go nie posądzam...
— Jdź mu powiedz, że go czekam, niechaj się stawi natychmiast...
Malo wyszedł dla spełnienia rozkazu.
Śmierć, złowroga kokietka, zdawała się mieć dziwną przyjemność, w powoływaniu przed siebie głównych postaci naszego dramatu i w powracaniu ich następnie do życia.
Cięcie, jakie Coquelieot otrzymał od Bouton-d’Ora, na pozór bardzo niebezpieczne, w rzeczywistości nie wiele znaczyło.
Raniony łotr we dwa tygodnie był już na nogach, gotów zupełnie do nowych zbrodni.
Upłynęło kilka minut, ktoś po cichu do drzwi zapukał.
— Wejdź... powiedział Kerjean.
Coquelicot ukazał się na progu i skłonił do ziemi.
Nie miał niegodziwiec ani lepszej, ani gorszej miny, niż przed tem.
Długa twarz tak samo wyglądała pargaminowo, tak samo oczy jak fosfor błyszczały.
Lewą rękę nosił na pasku, nie dla tego, żeby to koniecznem było, ale dla tego tylko, iż wydawało mu się to nadzwyczajnie eleganckiem.
— Rad jestem, że cię widzę w dobrem zdrowiu... przemówił baron.