Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No126 p5 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

— Największe... najohydniejsze ze wszystkich cierpień... głód...
— Głód!... wykrzyknął pan de Rieux. Czyż podobna?... Czy cię dobrze zrozumiałem?... Głód cię, powiadasz, zabija?...
— Tak... szepnęła nieznana kobieta.
— No, to w takim razie jesteś ocaloną, bom ci gotów dopomódz...
— Na co się to zdało, mój panie... Dzisiaj wsparta, jutro zapadnę znowu w nędzę, która mnie przygniata... Sprzykrzyło mi się wyciągać rękę... Chleb żebraczy zanadto jest mi gorzki... Lepiej raz skończyć nareszcie... Idź pan z Bogiem w swoję drogę i pozwól mi umierać w spokoju.
— Nie, nie... zawołał żywo markiz, ja cię nie opuszczę, ja ci umrzeć nie pozwolę... Jeżeli Pan Bóg umieścił cię na mojej drodze, to dla tego, że się zlitował nad tobą, że przyszedł ci z pomocą... Nabierz odwagi, biedna kobieto, ja się zaopiekuję tobą, zapewnię ci egzystencyę, nie zbraknie ci odtąd niczego. Jestem bogaty, bardzo bogaty, a podanie rąk niedoli, to jedyne szczęście, jakie mogę znaleźć jeszcze na ziemi.
— Jakto?... szeptała żebraczka, z wyrazem ździwienia i niewiary, taka wielka litość... tyle dobrodziejstwa dla obcej?...
— Obcej?... A cóż to szkodzi... Cóż to mnie może obchodzić, kto ty jesteś?... Cierpisz, to dostateczne dla mnie, tu właśnie zaczyna się mój obowiązek... Zresztą dobrodziejstwa, o których mówisz, nie przyjdą ci darmo... Wymagać będę coś w zamian.