Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No58 p3 col1.jpg

Ta strona została skorygowana.

W tej samej chwili, dobrze znany przyciszony głos odezwał się w ulicy Clovis u stóp muru.
— Czy pan baron mnie słyszy?...
— Czy to ty, Mało?... zapytał Luc, odzyskując trochę nadziei.
— Tak, to ja, panie baronie... wiem, że pan jest w niebezpieczeństwie!... co mam zrobić?...
— Ocalić mnie... i to prędko... śmierć mi grozi... Podnieś drabinę...
— Próbowałem już... ale za ciężka, a jestem sam jeden...
— Zawołaj Coquelicota...
— Za bardzo jest daleko... nie usłyszy mnie.
— Spróbuj no jeszcze, mój wierny słngo, tylko... śpiesz się... Śpiesz... bo śmierć mi w oczy zagląda...
Usiłowania Malo próżnemi się okazały.
Kerjean trząsł się z niecierpliwości i złości.
Służba rozbiegła się po ogrodzie i latała we wszystkich kierunkach.
Jedni trzymali w ręku dobyte pałasze, inni muszkiety i fuzye myśliwskie.
Pochodnie płonące coraz większe ogarniały przestrzenie.
Wkrótce oświetlą i to miejsce, gdzie się przyczaili bandyci, tembardziej, że drzewa z liści ogołocone, nie przedstawiają najmniejszego zabezpieczenia.
— Mój szlachcicu, odezwał się Bandrille z najzimniejszą krwią, wiesz, że za minutę zostaniemy wystrzelani przez tych lokajczyków, jak króliki?... Zdaje mi się, że nie będziesz pan miał kłopotu z wy-