Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No58 p3 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

płaceniem pierwszej raty z moich trzech tysięcy liwrów renty... Cóż robić?... Nie mam szczęścia!... Fortuna do mnie przychodzi... a ja sobie odchodzę!...
Baron nie miał czasu odpowiedzieć na tę filozoficzną uwagę.
Jeden z lokajów, który się wysunął naprzód, zawołał donośnie:
— Są! są!.. na tarasie przy końca ogrodu... patrzcie! patrzcie!...
— Tak, tak... zawołali chórem gońce inni, są! dalej na morderców!...
Pan de Simeuse, zaledwie odziany, z pałaszem w ręku, ukazał się w tej chwili we drzwiach otwartych przez służbę.
— Niech nikt nie dotknie tych ludzi!... krzyknął ostro, głosem zmienionem. Oni do mnie tylko należą! do mnie wyłącznie!... Zabili mi moję żonę... zabili mi moję córkę!... ja... ja sam rozprawię się z nimi!...
Służba zwolniła biegu.
Książe, przypuszczając, że ma dwie śmierci do pomszczenia, podążał w stronę tarasu, pogrążonego w zupełnej prawie ciemności.
Baron wyjął z kieszeni mały pistolet, pochylił się do Bandrilla i rzekł doń z cicha:
— Może nam się poszczęści, może się ocalimy, nie opuszczajmy okazyi. Powalę tego człowieka, który pędzi na nas jak waryat... Ogromne zamieszanie spowoduje jego upadek... Skorzystamy z tego, rzucimy się na służbę i przebijemy się!... Cóż ty na to?...