Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No59 p1 col3.jpg

Ta strona została skorygowana.

wkrótce, jak dobrze uczynił dla swoich planów machiawelskich, że poszedł za piekielnem natchnieniem swojem.
Wiara, kiedy nie oświeca, oślepia.
Pan de Simeuse wierzył.
Luc de Kerjean nie był i nie mógł być dla niego niczem innem, tylko zbawcą.
Żadna wątpliwość ani żartem nie przyszła mu do głowy.
Nie starał się nawet o to, aby wytłomaczyć sobie powód obecności barona o trzeciej rano w ogrodzie pałacowym, uważał to za rzecz zupełnie naturalną i odpowiedział rozdzierającym głosem, twarz w dłoniach ukrywając:
— Niestety!... moje dziecko, Pan Bóg nie pozwolił ci na czas przybyć... Nieszczęście już się spełniło i przechodzi wszelkie przypuszczenia... Tak... przybywasz za późno!...
— Co takiego?... mości książe!... wykrzyknął Luc, ja drżę cały... mów książe, mów, co się stało?...
Pan de Simeuse nie był w stanie odpowiedzieć, zarzucił obie ręce na szyję Luca, oparł głowę na jego ramieniu i wybuchnął głośnym płaczem.
Kiedy pierwszy wybuch boleści i łez przeminął, wyszeptał książe:
— Byłem szczęśliwym małżonkiem... byłem ojcem szczęśliwym... i ze wszystkiego co kochałem, nic mi nie pozostało...
— Co?... księżna?... panna Janina?...
— Żona moja... córka... nie żyją... zginęły obydwie...
— Obie nieżyją?... powtórzył Luc, z wyrazem