Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No77 p1 col3.jpg

Ta strona została skorygowana.

su!... Wszakże ja niczem pana nie obraziłem... nie czuję żadnej dla pana nienawiści... a jestem na drodze do szczęścia, którego dla fantazyi pańskiej nie myślę ryzykować... Oto przyczyny moje, panie markizie, i radzę panu je zrozumieć...
René z desperacyą uderzył się w piersi.
— No!... mruknął ponuro, jakby sam mówił do siebie, miara się zatem przebrała... Spodziewałem się tego... podły tchórzu!... zawołał.
Kerjean poczuł starą krew, odzywającą się w żyłach, ale pohamował to mimowolne, gorączkowe uniesienie, zbladł pod różem pokrywającym policzki, ale na ustach uśmiech zachował.
— Panie markizie... powiedział spokojnie, rzuciłeś pan słowo, które mnie nie może dosięgnąć, powtórz je, jeżeli się ośmielisz, w obec księcia de Simeuse!... Odwróci się on od pana, wzruszając ramionami, i odpowie, że dwa razy w przeciągu piętnastu dni, oskarżony o tchórzostwo szlachcic wyszedł z walki zwycięzko!...
Lituję się nad panem, panie markizie, ale się wcale nie gniewam... żałuję pana bardzo i przebaczam panu...
— Litość tego nędznika... jego przebaczenie!... mówił René z coraz większą wściekłością. O tego już nadto!... ja się zniżam aż do niego, a on zdaje się nie rozumieć honoru, jaki mu czynię!... Czyż potrzeba zmusić go do pojedynku?... czy należy wypoliczkować plugawca...,
— Pozwól pan dać sobie dobrą radę, panie markizie, wtrącił Luc, i racz z niej skorzystać. W tej chwili masz pan gorączkę i malignę... powróć