Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No77 p2 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

Odwiązał, albo raczej rozerwał koronkowy krawat, ściskający mu szyję.
Zbliżył się do okna, otworzył je i pełnemi piersiami zaczął oddychać mroźnem, lodowatem powietrzem.
Po kilku chwilach odzyskał krew zimną.
Zamknął okno i powrócił do Renégo de Rieux, który blady, ale stanowczy, czekał go z głową podniesioną, z pogardą w oczach.
— Panie markizie... wycedził chłodno, miałeś pan racyę utrzymywać, żeś przyszedł tu jako nieprzyjaciel... Ślepa, pożerająca cię nienawiść, każe ci zapominać, że szlachcic bez uchybienia godności własnej, nie może znieważać innego szlachcica we własnym domu.
— Dosyć tych peror, mój panie!... zawołał gwałtownie René, udawanie szlachetności zupełnie panu nie przystoi...
De Kerjean nie zważając na tę przerwę, ciągnął dalej:
— Nie będę wcale tego dochodził, co za znaczenie mogły mieć ostatnie słowa pańskie i na czem pan opierasz niegodne, fałszywe swoje oskarżenie, którem pogardzam najzupełniej, ale podobna zniewaga wymaga istotnie krwi...
— A! więc przecie pan to uznajesz!... zawołał René, więc będziesz się pan bił nareszcie?...
— Tak...
— To bardzo szczęśliwie dla mnie, panie de Kerjean, bo w ogóle trudno jest pana do rozprawy honorowej namówić...
— Przyjmuję pojedynek... oświadczył Luc, bo