Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No81 p2 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

czarne prawie swoje gałęzie i stworzyły gąszcz nieprzebyty.
Luc tu się zatrzymał.
— Panie markizie... rzekł, rozglądając się do okoła, bodaj że niepodobna wynaleźć nic lepszego... Jak pan myśli?...
— Tak samo jak pan, panie baronie.
— Więc tutaj?...
— Tutaj panie.
— Ziemia jest miękka... mówił de Kerjean, niema ani kamieni, ani mchu... nic a nic takiego, na czemby się mogła noga poślizgnąć i spowodować upadek... Nie przeciska się tu nadto ani jeden promień słońca... To cacko prawdziwe to miejsce. Przyznam się panu markizowi, że już trzeci raz bić się tu będę z prawdziwą przyjemnością...
— Trzeci raz!... powtórzył René, nie bez ździwienia.
— Ani mniej, ani więcej, panie markizie.
— I jakże przeciwnicy pańscy?...
Kerjean westchnął głęboko i przybrał zasmuconą minę.
— Moi przeciwnicy... wyszeptał, byli to ludzie dzielni, umieli dobrze władać bronią... i robili co mogli... ja tak samo... Niech Bóg ulituje się nad ich duszami!... Nie mam sobie nic do wyrzucenia...
— To znaczy... wykrzyknął oficer marynarki, żeś ich pan wszystkich trzech pozabijał?...
— Tak, niestety!... panie markizie, rękę mam nieszczęśliwą... Cóż robić?... Każdy broni się jak może... Każdemu wszak życie jest miłe... Co robić?... Co roku poświęcam okrągłą dosyć sumkę na nabo-