Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No88 p4 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

André i Franciszek wysiedli z karety ociężali.
Konie natychmiast zawróciły i popędziły galopem.
André spojrzał w około siebie.
Jasny księżyc przeglądał się w spokojnych wodach Sekwany, w tem miejscu prawie, gdzie się dziś wznosi pałac Burbonów.
Kareta już znikła.
Machinalnie André sięgnął ręką do kieszeni od kamizelki, znalazł w niej trzydzieści luidorów.
— Tyle pieniędzy za dwadzieścia cztery godzin roboty!... szeptał robotnik, którego senność opuściła na świeżem powietrzu. To dziwne jednakże!... Powiedzno, Franciszku, czy ty wierzysz w tę historyę, o jakiejś pięknej damie i o zazdrośniku?...
— Dla czegóżbym nie miał wierzyć?...
— Bo ja po namyśle nie wierzę. Wszystko to oszukaństwo jakieś... i czem bardziej się zastanawiam, tem bardziej powracam do pierwszego przekonania, żeśmy pracowali dla fałszerzy.
— O do dyabła!... chociaż... koniec końcem, wszystko nam jedno, jeżeli tylko nie zapłacili nam fałszywemi pieniędzmi.
— Mnie tam wcale nie zupełnie jedno... Pomyślno, co to byłby dla nas za honor i co za zysk przytem, gdybyśmy mogli ująć i oddać w ręce policyi całą zgraję łotrów, którzy okradają biedny naród, dając mu mosiądz w miejsce srebra i złota.
— Zapewne, gdybyśmy mogli... ale nie możemy tego zrobić.