Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No96 p1 col3.jpg

Ta strona została skorygowana.

Olbrzym miał racyę, furtka otworzyła się po raz drugi i liczniejsza znowu gromadka skierowała się w stronę cysterny.
Kiedy ucichł odgłos ich kroków, René powiedział do Dagoberta i Bouton d’Ora: —
— Uważajcie dobrze obadwaj, bo będę mówił o rzeczy nader dla was ważnej...
— Słuchamy z całą uwagą, panie markizie... odpowiedział karzeł.
René zaczął:
— Oddaliście mi największą przysługę, jaką jeden człowiek może wyświadczyć drugiemu, boście mi uratowali życie, i jestem też dłużnikiem waszym, lubo przed chwilą skwitowaliście mnie zupełnie...
— Coś dobrze się zaczyna... pomyślał olbrzym, węszący nową gratkę.
— Nie chcę was obrażać swojem podejrzeniem... ciągnął pan de Rieux, nie wiem, jak żyjecie, a jednakże, muszę się przyznać, iż wątpię w moralności waszych sposobów widzenia rzeczy... Obawiam się, czy nie macie trochę za luźnych pojęć o cudzej własności...
— No, no, niech pana markiz się nie żenuje... przerwał Dagobert, i nazywa rzeczy właściwem ich nazwiskiem... Jesteśmy łotrami, ani mniej ani więcej... i wcale się o to nie obrażamy... żyjemy z rabunku...
— Do czegóż taka egzystencya was doprowadzi?...
— Na szubienicę, panie markizie, to rzecz pewna... ale zgodziliśmy się ze swoim losem... trzeba być filozofem na tym świecie...