Strona:Dom tajemniczy from Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy Y1891 No98 p2 col2.jpg

Ta strona została skorygowana.

— A to sobie pocieszny jakiś oryginał, powiedział karzeł, co nam do tego, co ciebie obchodzi!...
— Gbury!... wrzasnął Coquelicot, chwytając za rękojeść szpady.
Ale dodał zaraz:
— Nie mam czasu kłócić się teraz z wami, może się jeszcze spotkamy, a wtedy zobaczycie!...
I chciał pójść dalej.
— Halte!... krzyknął karzeł, stając na środku ulicy.
— Nie puścimy!... dodał olbrzym, stawając przy małym swoi towarzyszu.
Kareta szybko się oddalała.
Coquelicot wyciągnął szpadę i wywinął nią szalonego młynka.
— Do wszystkich dyabłów!... zaryczał wściekły, usuńcie się, jeżeli nie chcecie, żebym przeszedł po waszych ciałach.
Olbrzym roześmiał się na całe gardło.
— Po naszych ciałach!.. powtórzył. Ha! ha! ha!... sprobuj no tylko!... Chciałbym widzieć, jak się zabierzesz do tego...
I zrzuciwszy płaszcz, wyciągnął olbrzymią szpadę, której śmiało mu pozazdrościć mógł Morales.
Kareta zniknęła na zakręcie ulicy l’Enfer, turkotu kół nie słychać już było.
— Co! chcesz się sprobować?... powiedział Coquelicot. A więc niech się stanie, jak chcesz, pomyślał. Zapłacisz mi, głupi łotrze, za dwieście luidorów, jakie przez ciebie straciłem!...