żenie osiągane szczeble przebytej drogi, by nie mieć automatycznego wstrętu do jakichkolwiek skoków, których efekt nawet pozytywny, podważyłby przedewszystkiem jego wiarę w słuszność i solidność obranej drogi.
Taki naprzykład Junoszyc, tak zwany człowiek interesu, a w rzeczywistości — Murek nie wątpił o tem — zwykły aferzysta, żyjący z dnia na dzień, był dla Murka nie tylko czemś zakłócającem uporządkowany obraz struktury społecznej, lecz wręcz grasantem, którego należałoby zamknąć, lub przynajmniej wysiedlić. Jest coś niesprawiedliwego w tem, że taki osobnik, właśnie taki osobnik, może cieszyć się powodzeniem, połyskiwać wielkim brylantem w pierścionku i rozwalać się na fotelu w jasnem i zapewne kosztownem ubraniu w wyzywającą kratę...
— Więc jakże, doktorze, — doleciały do świadomości Murka słowa Junoszyca. — Dojdziemy do porozumienia?
— Nie, panie — odpowiedział stanowczo. — To jest wykluczone.
— Jednakże... pan prezydent...
— Pan prezydent już moją decyzję zaakceptował.
Junoszyc wstał:
— Szkoda — zaśmiał się swobodnie. — No, cóż... Może będziemy jeszcze żałować takiego rezultatu naszej znajomości.
Murek lekko wzruszył ramionami i nacisnął guzik dwonka... W progu stanął woźny i niepytany, zameldował:
— Jeszcze jest pięć osób, panie naczelniku.
Junoszyc niedbałym ruchem wyciągnął do Murka rękę:
— Zapewne spotkamy się jeszcze. Dowidzenia panu.
— Dowidzenia panu.
Gdy już był za drzwiami, Murek przypomniał sobie, że należało go wybadać, kiedy wyjeżdża. W tem powiedzeniu „Będziemy żałować”, oczywiście, była groźba. Łajdak! Na-
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.