Mecenas rzucił lekko:
— Różnie to komentowano.
— Co?
— Pańską nieobecność. Właśnie... Nawet Gąsowski głośno wyrażał zdziwienie, że pan jakby go unikał.
— Cóż w tem dziwnego. Nie rozumiem...
Boczarski ziewnął i machnął parasolem:
— Źle się wyraziłem. Gąsowski nie dziwił się, tylko stwierdził, że właściwie niema czemu się dziwić.
— Nie rozumiem — zniecierpliwił się Murek.
— Mój Boże, no nie słuchałem tego ze specjalną uwagą. Dał jakby do zrozumienia, że doktór go unika, gdyż nie chce przypomnieć mu swoją osobą jakichś dawnych historyj. Powiedział coś w tym rodzaju: — nazwisko pana Murka odrazu wydało mi się znajome, ale teraz już je dokładnie przypominam.
Murek stanął i wziął Boczarskiego za ramię:
— Ale, panie, ja nigdy go na oczy nie widziałem! Ja nie miałem z radcą Gąsowskim żadnych historyj! To jest jakieś nieporozumienie!
— Bardzo możliwe — obojętnie zgodził się mecenas.
— Więc cóż za pretensje?
— Czy ja wiem, drogi panie, — skrzywił się Boczarski — może pan miał w przeszłości takie, czy inne zdarzenia, które mogły się władzom nie podobać.
— Przecież nikogo nie okradłem, ani zamordowałem! — wybuchnął Murek.
— O zapewne, zapewne... Ale, drogi panie, w dzisiejszych czasach tyle ludzi należy do różnych niepożądanych organizacyj, wyznaje niebezpieczne poglądy... Namnożyło się tego. Tu komuniści, tam masoni, faszyści, antysemici, socjaliści, anarchiści... teroryści... djabli wiedzą.
Murek roześmiał się:
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.