Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale tu... tutaj... jest podłoże polityczne...
Wszyscy nastawili uszy, lecz wojewoda bez namysłu kiwnął głową:
— Dobrze. Za... — spojrzał na zegarek. — Za dwadzieścia pięć minut wezwie pana do mnie pan sekretarz. A teraz proszę, kochani państwo, papierosika!
Dwaj policjanci kopnęli się żywo, obnosząc pudła z papierosami. Murek swego długo nie mógł zapalić, bo ręka mu drżała. Gdy jednak ściśle w określonej minucie wprowadzony został do gabinetu, zdążył się już uspokoić.
— Proszę siadać i mówić — wskazał mu miejsce wojewoda.
Murek niemal napamięć miał przygotowaną swoją skargę. Zwolniono go bez podania powodów, a tymczasem głośno mówi się, że zarzuca mu się nieprawomyślność. Otóż jest to niecne oszczerstwo. Murek w ciągu całego swego życia nie zrobił nic, coby mogło nasunąć cień podobnego podejrzenia. Wszystko da się sprawdzić, zbadać, przeprowadzić najdrobiazgowsze śledztwo. Murek błaga o to, jak o łaskę. I nie zwraca się do pana wojewody, jako do reprezentanta władzy, lecz jako do najwyższego autorytetu moralnego...
Wojewoda słuchał uważnie i cierpliwie. Gdy Murek skończył, wojewoda uderzył dłonią w biurko:
— Dobrze, panie doktorze. Powiem panu, że i ja słyszałem o tych zarzutach. Ale nim cośkolwiek postanowię, chcę wiedzieć prawdę. Czy może mi pan dać słowo honoru, że oskarżają pana niesłusznie?
— Daję słowo honoru, panie wojewodo — powiedział uroczyście Murek, unosząc się z krzesła.
— Dobrze. Wierzę panu. A teraz proszę uważać. Niemogę rozkazywać prezydentowi Niewiarowiczowi w kwestjach personalnych. Nie mam prawa. Nie mogę też prywatnie naciskać go w pańskiej sprawie, bo sam wykorze-