ta w ich oczach powątpiewani. Drżał na myśl, że Nira zwątpi w możność małżeństwa i zerwie z nim, byle wyrwać się z domu. Pewnego niedzielnego popołudnia groźba ta zdawała się nagle urzeczywistniać. Przy podwieczorku przyniesiono pocztę i Nira, przeczytawszy adresowany do niej list, oznajmiła:
— Za tydzień wyjeżdżam do Warszawy.
Dla wszystkich widocznie było to niespodzianką, gdyż nawet pani Horzeńska spytała:
— Co się stało?
— Nic się nie stało — spokojnie odpowiedziała Nira. — Ciocia Stefa pisze mi, że otrzymałam posadę.
— Jakto posadę? — zdziwił się pan Horzeński. — Nic mi nie wspominałaś o żadnych zamiarach!?...
— Bo nie wiedziałam, czy uda mi się coś dostać.
Murek zaśmiał się. Nie wyobrażał sobie panny Niry w roli urzędniczki:
— Pani żartuje! Chciałoby się pani pracować?...
— Proszę pana — wzruszyła ramionami. — Nie zawsze robi się to, co odpowiada naszym upodobaniom. Są czasem i konieczności, które...
— Nie widzę tu żadnych konieczności — z naciskiem powiedział pan Horzeński. — Masz rodzicielski dom, niczego ci tu nie brak, a to ci z góry powiem, moja córko, że ja jestem przeciwny wysługiwaniu się po biurach panien z dobrych rodzin. Ani towarzystwo, ani wogóle nic, niema o czem mówić...
— Czy... Czy tato boi się demoralizującego wpływu biura? — zapytała z ironją.
— A chociażby — zaperzył się.
Córka zmierzyła go szyderczem spojrzeniem, i stary zmieszał się.
— Ja nie będę chodziła do czcigodnych ojców rodzin w celu prowadzenia ich rachunków — powiedziała z naci-
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/096
Ta strona została uwierzytelniona.