wzamian?... Obawiał się nawet, czy ona nie dostrzegła, że przestał dopominać się o wyznaczenie daty ślubu.
Nie stracił bynajmniej wiary we wspólną przyszłość, bo gdyby tak było, nie znalazłby w sobie ani sił, ani energji do życia.
Tymczasem jednak gotówka topniała z dniem każdym. Topniała w coraz mniejszych dawkach, lecz najmniejszy bodaj groszowy wydatek przybliżał widmo pustki w woreczku. To też zrezygnowawszy z zabiegów o posadę w jakimkolwiek urzędzie, Murek odwiedził wszystkie znane sobie instytucje prywatne w nadziei, że bodaj najskromniejszą posadkę znajdzie. Wszędzie jednak był raczej nadmiar pracowników i przemyśliwano o redukcjach. O zaangażowaniu kogoś nowego nawet mowy być nie mogło.
Z bólem serca postanowił zrezygnować z zamówionych mebli, za które już szereg rat wpłacił. Właściciel firmy nie chciał jednak ani słyszeć o zwrocie bodaj części pieniędzy. Z punktu prawnego, miał słuszność i Murek musiał zadowolić się obietnicą, że w wypadku nabycia jego mebli, przez kogoś innego, otrzyma część swoich wpłat.
Poszedł też do Fajncyna, właściciela kamienicy, gdzie zarezerwował dla siebie mieszkanie. Nie był tu do niczego zobowiązany, ale dla przyzwoitości należało poinformować właściciela, że się zrzeka.
— Co jest? — zapytał Fajncyn — pan doktór się nie żeni?
— Narazie nie. Muszę swoje projekty odłożyć.
— Nu, odłożyć, to i mieszkanie może poczekać. Ja pana doktora powim, że o dobrego lokatora, na taki lokal, to teraz trudno. A mam byle komu wynająć, co to płacić nie będzie, to wolę jeszcze poczekać.
Murek uśmiechnął się smutnie.
— Zadługo pan czekałby.
— No?[1] Dlaczego?
- ↑ Fragment nieczytelny. Dopisany na podstawie innego źródła.