Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

nie potrzebowałbym teraz brać sobie obcego człowieka na kark. Już to pan nieładnie ze mną postąpił...
Murek stopniowo uspokajał się. Czyż miał polemizować z Lesserem, udowadniać mu swoją niewinność, prosić o zmianę decyzji?... Sam wiedział dobrze, że człowiek ten inaczej postąpić nie może.
Zdjął z gwoździa palto, nacisnął na uszy kapelusz i powiedział:
— No, trudno. Dowidzenia, panie Lesser. Należy mi się jeszcze dwadzieścia pięć złotych. A może i tego pan nie da?
— Oj, panie Murek. Czego się pan na mnie obraża? Moja wina?
— No, nie — przyznał.
— Trzeba panu było z tą polityką?... A co do należności, to dlaczego dwadzieścia pięć?
— Prosty rachunek: pięć dni.
Lesser zaśmiał się:
— To pan liczy i dzisiejszy dzień i wczorajszy?... A przecie pan w te dni nic nie zrobił. Panu należy się piętnaście.
Murek machnął ręką:
— Możesz mi pan i nic nie dać. Do sądu nie podam.
Lesser odliczył bilonem piętnaście złotych i położył na stole:
Na dworze była odwilż. Nogi po kostki zapadały w mokry podciekły śnieg. Ciepły, wilgotny wiatr, przefiltrowany przez sterty desek, pachniał żywicą. Przed dworcem utworzyła się wielka kałuża, ale na Parkowej, gdzie ruch pojazdów był mniejszy, było jeszcze sucho i biało. Przechodząc obok domu Boczarskiego, Murek przypomniał sobie napomknięcie mecenasa o jakiejś posadzie. Nie miał nic do stracenia i dlatego postanowił wstąpić. Boczarski jeszcze nie wrócił z sądu. Czekano nań z obiadem. Gdy jednak zjawił się, przyjął Murka natychmiast.