— Słyszałem, że doktór z Lesserami wszedł w spółkę. Niech pan uważa. To spryciarze.
— Wcale nie wchodziłem w spółkę — zaprzeczył Murek. — Z czemże zresztą miałbym wejść?
— No, no — przymrużył oko adwokat. — Już tam nie bez tego, żeby pan sobie przy tych magistrackich interesach czego nie uciułał.
— Myli się mecenas — poczerwieniał Murek. — Nie jestem złodziejem...
— O, takie mocne słowa — skrzywił się Boczarski. — Pan zbyt rygorystycznie traktuje polskie słownictwo, panie kolego. Papierosika?... A cóż pana do mnie sprowadza? Bo i ja wobec tego, że jak słyszę, jest pan wolny, miałbym pewną propozycję.
— Właśnie. Wspominał pan kiedyś...
— Rzecz wkrótce stanie się aktualna. — Boczarski wstał, zamknął drzwi i starannie zaciągnął grubą portjerę. — Przedewszystkiem zaznaczam, że ja nic z tem nie mam wspólnego. Występuję tylko jako adwokat w imieniu klijenta, do którego... wolę się nie przyznawać. Dlatego też proszę pana o słowo, że nasza rozmowa zostanie w absolutnej tajemnicy. Bez względu na to, czy przyjmie pan propozycję, czy odrzuci.
— Słowo mogę dać — zgodził się Murek.
— Zatem... Chodzi o pewne przedsiębiorstwo. Zapewne domyśla się pan, że nie ja je zakładam. Podkreślam, że nie mam z tem absolutnie, ale to absolutnie nic wspólnego. Są kapitaliści... Przeważnie zagraniczni... Tu reprezentuje ich znany panu Leon Stawski.
Umilkł i czekał na odezwanie się Murka.
— Nie zraża to pana? — zapytał po chwili.
— Cóż, w każdym razie nie zachęca. Ten Stawski to notoryczna szuja.
— Nie zaprzeczam. I właśnie dlatego nie może się ekspo-
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.