Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Junoszyc zamyślił się:
— A może ktokolwiek ustosunkowany w Zakładach Przemysłowych „Rono”?... Kto tam jest?...
— Serkowski, Wundt, Jagodziński — szybko podpowiedział blondyn.
Okazało się jednak, że u pani Bożyńskiej żaden z wymienionych nie bywa, i Nira żadnego z nich nie zna. Gdy blondyn pożegnał się i odszedł, Junoszyc zaczął bębnić palcami po stole.
— Brak mi wielu ludzi. Mógłbym sporo fajnych rzeczy przeprowadzić, gdybym bliżej znał takiego naprzykład Holbeina, albo chociażby Jagodzińskiego.
Patrzyła nań wzrokiem winowajczyni. W jego słowach wyczuwała niezadowolenie. Po długiej pauzie Junoszyc nagle zapytał:
— W „Sumienności” niema zmian?
— Nie, przynajmniej ja o żadnych nie słyszałam.
— Wciąż siedzisz w dziale korespondencji?...
— Tak. Mieli mnie przenieść do rachuby, ale okazało się, że moje języki obce są podobno niezastąpione, i dyrektor Lender nie chce mnie puścić.
Junoszyc pogwizdywał pod nosem i niespodziewanie powiedział:
— To nonsens. Marnowane czasu i możliwości.
— Jakich możliwości?
— Posłuchaj, Niro... Zarabiasz coś trzysta złotych?
— Znacznie mniej.
— Właśnie. Czyś ty nigdy nie pomyślała, że w temże Towarzystwie Asekuracyjnem jest droga do wcale dobrych dochodów?...
— Dla mnie?
— Dla ciebie bardziej, niż dla kogo innego. Jesteś ładna i masz masę wdzięku...
— Dziękuję. — Zarumieniła się tak, jakby nigdy i od