Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

nikogo podobnych komplementów nie słyszała. Co prawda, Junoszyc nie mówił ich nigdy. Nawet przed trzema laty, gdy go poznała podczas krótkiego pobytu w Warszawie i gdy starał się ją zdobyć, nie posługiwał się w tym celu prawieniem komplementów. To nie leżało w jego typie. Wiedziała, że mu się podoba. Chciała wierzyć, że ją kocha, lecz on sam o tem nie mówił, ona zaś na tym jednym punkcie nie wyrzekła się wobec niego swoich ambicyj i wolałaby umrzeć, niż dopytywać się o to.
Musiał zauważyć jej rumieniec i zmieszanie, lecz ciągnął dalej tym samym tonem:
— Masz prezencję, formy, umiejętność konwersacji. Na dziesięć metrów pachnie od ciebie arystokracją w najlepszem znaczeniu tego słowa, no, i nazywasz się pierwszorzędnie. Wszystko to razem jest pewnym kapitałem, który można, a zatem trzeba wyzyskać. Jestem pewien, że otrzymawszy twój bilet wizytowy i relację o twoim wyglądzie, żaden mężczyzna nie pomyśli, żeby odprawić cię z przedpokoju. Do głowy mu nie przyjdzie, że jesteś agentką asekuracyjną.
— Więc ty chciałbyś, Koki, bym została agentką? — przeraziła się.
— Chciałbym.
— Ależ to okropna praca... Chodzić po mieszkaniach...
— Popierwsze, nie widzę w tem nic okropnego. To raz. Panie z najlepszego towarzystwa pracują dziś po sklepach. Podrugie, zarobisz na tem pięć razy więcej, niż siedząc w biurze, a pozatem, nie chodzi tu wogóle o pracę, ani o ubezpieczanie od apopleksji różnych pierników, lecz o nawiązanie z nimi znajomości. Niczego więcej. Ot, zwyczajna znajomość, najwyżej lekki flircik. Chodzi o to, by taki facet nabrał nadziei, że z czasem, przy pewnych staraniach może spodziewać się powodzenia u ciebie. Niema starszego mężczyzny, dobrze sytuowanego, któryby się nie skusił taką perspektywą. Znam ich dobrze. Popisanie się romansem z