Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

na dziewczynka załatwiła to bez trudu. Ja oddawna wiedziałem, że tego durnia dziewki zgubią. To istny królik. Piekielnie leci na baby. No nic, teraz mu w ciupie wychłodnie!
— A ty... bardzo mnie zdradzałeś?
— Cóż ci z tego przyjdzie, gdy zaprzeczę?... Albo, gdy powiem, że codziennie?... Widzisz. Nie należy stawiać takich głupich pytań. Ja nie pytam, czyś się tu nie puszczała?
— Bo to ciebie nie obchodzi — zasępiła się Nira.
— Nie to — podniósł wskazujący palec do góry. — Nie to, panieneczko! Poprostu i bez twoich zwierzeń wiem, żeś była mi wierna.
— Tak, tak, tak — rzuciła mu się na szyję.
— A za to spotka cię nagroda!
— Jaka? — zaciekawiła się.
— Za tydzień wyjeżdżamy razem.
— Dokąd? — zbladła Nira.
Junoszyc zrobił dłuższą pauzę i wydeklamował:
— Na Riwjerę! Do Paryża! Do Włoch!
— Koki!
— Słowem, dokąd oczy, a raczej „Mercedes” poniesie.
— Samochodem! — ucieszyła się.
— I bez szofera. To teraz jest dobrze widziane. Sportowo i modnie. W razie gwoździa będziesz musiała pompować kichy.
— Ależ z rozkoszą!
— Nie napracujesz się — pocieszył ją. — Zagranicą wszędzie co kilka kilometrów są stacje obsługi samochodowej.
Nira cieszyła się, jak dziecko:
— Ty jesteś niezrównany, Koki! Boski, oszołamiający.
— Oczywiście, będziesz musiała wziąć urlop z biura. Płatnego nie dostaniesz, ale mniejsza o to.