— Zgadza się.
— Ale może pani jeszcze sprawdzi.
Nira zaśmiała się:
— Pozbawiłam pana wszystkich drobnych. No, chodźmy.
— Dziękujemy państwu — skłoniła się kasjerka.
— Proszę bardzo — kiwnął jej głową Murek.
Na ulicy dopędził w tłumie Nirę i zabiegł tak, by mieć ją po prawej stronie. W lewem ręku niósł dużą paczkę, którą co chwila uderzał po kolanach przechodniów.
— I cóż pan porabia? — pytała Nira — poprawiły się pańskie sprawy?
— O tak. Wprawdzie nie mam jeszcze stałej posady, ale zarabiam dobrze.
— Cóż pan robi?
— Ach, eksploatuję swoje prawnicze wykształcenie. Pozatem biorę się do handlu.
— To bardzo dobrze. Na handlu ludzie robią majątki. W każdym razie lepsze to, niż jakaś posada.
— No, to rzecz względna — odpowiedział z wahaniem.
— Chyba nie żałuje pan swojej dawniejszej posady? Tu nie ciasna prowincja. Szerokie możliwości.
— Zapewne.
— A przy pańskiem zamiłowaniu do oszczędności — ciągnęła — zbije pan wkrótce grube pieniądze. Mądrze pan robi. Tylko jedno...
— Co, panno Niro?
— Pan jest zanadto... W dzisiejszych czasach nie można być tak przesadnie uczciwym. Niech pan mnie źle nie zrozumie. Cenię uczciwość, ale tylu jest ludzi, którzy czyhają na cudzy grosz.
Przypomniała sobie słowa Junoszyca:
— Trzeba wybrać: albo się jest wilkiem, albo baranem.
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.