Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

i zasnął znowu. Wyślizgane deski prycz połyskiwały jak od politury. Murek zdjął buty, zawinął je w spodnie i podłożył pod głowę, nakrywając się marynarką.
Nie wiele tego dnia miał czasu do spania. Dochodziła północ, a o piątej, jak zwykle, zjawiał się Rasputin z dzwonkiem. Trzeba było wstawać. Ubierali się milcząc, lub klnąc. Pierwszą czynnością było sprawdzenie, czy współtowarzysze w nocy nie wyciągnęli papierosów, jeśli je kto miał, drobnych, łyżki, służącej do jedzenia, sprężynowego noża, mającego wiele przeznaczeń, szczypty tytoniu i bibułki, kawałka kiełbasy i podobnych drobiazgów. Później niektórzy myli się w ubikacji, inni golili się, ustawiwszy na oknach odłamki lusterek, inni doprowadzali do porządku garderobę, przy pomocy igieł i nici, zaś „frajerów” zapędzano do sprzątania. Podłogę, nary, okna, drzwi, wszystko trzeba było zlać kubłami wody i wyszorować ryżowemi szczotkami na krótkich kijach. W ubikacji i w umywalni był w robocie karbol, od którego śmierdziało jak nieszczęście.
Z dobrych znajomych Murek spotkał jedynie staruszka, zwanego Popem, lwowiaka Tacoka, awanturnika Kędziołkę i Cipaka. Od niego dowiedział się, że Generał wczoraj grasował na Bielanach i wybierał się na jakiś fach do Zielonki.
— Szkoda — westchnął Murek.
Cipak nic nie odpowiedział, bo właśnie wyleniałym pendzelkiem mydlił sobie twarz. Ten był zawsze elegantem. Aż dziwiono się, jak mógł pomieścić w kieszeniach tyle tego świństwa. Do tualety rozkładał przed sobą całą aptekę: mydło, puder, maść do włosów, fiksatuar do wąsów, grzebyk, szmatkę, przybory do golenia, buteleczkę z wodą kolońską, siatkę na głowę, bindę na wąsy. Pozatem miał zawsze w zapasie kilka jaskrawych krawatów, pastę do butów i flanelkę. A że umiał, jak mawiał „krawieckiem sposobem”