tych butach, na grzbiecie od ucisku worka z butelkami porobiły się sińce.
Najgorsze wszakże było samo wyrzucanie odpadków do ziejących cuchnącym oparem śmietników. Nie pomagało wstrzymywanie oddechu, czy nawet żucie czosnku. Ohydna słodkawa woń śmietniska, woń rozkładających się brudów, zapełniała płuca wstrętnym rozparzonym wyziewem, aż żołądek kurczył się w spaźmie obrzydzenia, krew uciekała z twarzy i w głowie zaczynało kołować.
Spoczątku sądził, że sczasem przyzwyczai się do tego. Było jednak odwrotnie. Już samo zbliżenie się do śmietnika, wywoływało mdłości, a w wyniku, gdy kubeł trzeba było dłużej wytrząsać, dochodziło do torsji. Cipak, któremu o tem kiedyś mimochodem wspomniał w nadziei, że usłyszy jakąś radę, uśmiał się tylko z Murka:
— Coś taki delikatny, jak dziewica po trzecim bachorze!...
A Murek nie był wcale wydelikacony. Przeciwnie. Coraz łatwiej znosił to życie nędzarza, tylko tego jednego nie umiał w sobie zwalczyć. W każdym razie to zajęcie dawało mu więcej, niż inne, a pozatem było jednostajne, systematyczne, prawie stałe, niczem posada. Nie był tak lekkomyślny, by zaryzykować powrót do tragarstwa, czy do obnoszenia plakatów. Tembardziej, że ani na jeden dzień nie zaprzestał starań o posadę. Podawnemu pisał oferty na wszystkie ogłoszenia, upominał się w biurach pośrednictwa pracy, wysyłał listy do uniwersyteckich przyjaciół i kolegów.
Żaden z nich z reguły nie odpisywał. Jeden tylko, obecnie adwokat i radca prawny jakiejś firmy w Katowicach, nadesłał odpowiedź: posady żadnej niema, niestety, ale bądź tak dobry (skoro już siedzisz w stolicy), wyszukać w archiwach Hipoteki akty, dotyczące i t. d. Murek akty wyszukał, tracąc na to pół dnia, ponieważ jednak uwierzytelnienie odpisów kosztowało kilkanaście złotych, odpisał adwokatowi,
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.