Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

że czeka na pieniądze. Zamiast pieniędzy adwokat przysłał cierpki list zaznaczając, że nie spodziewał się takiego braku zaufania, w dodatku na tak drobną kwotę, i to od człowieka, który, powołując się na koleżeństwo, prosi o protekcję. „Dla takich ludzi nic się nie robi”.
Drugi wypadek, kiedy zaświtała Murkowi nadzieja, zdarzył się przy konkursie na posadę w Biurze Kodyfikacji Ustaw Samorządowych. Niespodziewanie wezwano go w miesiąc po złożeniu podania. Przebrał się w swoje galowe ubranie i poszedł półprzytomny z radości.
— Panie doktorze — przyjął go szpakowaty dygnitarz — pańskie kwalifikacje na stanowisko naczelnika wydziału prawnego są doskonałe. Z kilkuset kandydatów wybrałem pana.
— Niezmiernie jestem wdzięczny panu prezesowi — z trudem wydobył z siebie Murek.
— Jak pan wie, znajdujemy się w stadjum organizacji. Będzie doktór miał szerokie pole do popisu. Ale i dużo pracy.
— Niczego bardziej nie pragnę.
— To cudownie. Zechce pan zatem złożyć oryginał swoich papierów... A i jeszcze jedno: do jakich związków, czy stowarzyszeń pan należy?... Tylko proszę o absolutną szczerość.
Murek uśmiechnął się:
— Do żadnych, panie prezesie.
— Jakto?... Więc może do jakiegoś stronnictwa?...
— Nie.
Dygnitarz spojrzał na Murka z nieukrywanem zdumieniem:
— Zatem w życiu publicznem, w społecznem nie bierze pan żadnego udziału?
Murek rozłożył ręce:
— Panie prezesie, od bardzo dawna jestem bez pracy.