Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

Z największym wysiłkiem zarobkuję doraźnie, by nie umrzeć z głodu.
Prezes niecierpliwie poprawił krawat:
— No tak, rozumiem, rozumiem... Ale widzi pan, doktorze, ja nie mogę kierowniczego bądź co bądź stanowiska powierzyć komuś, kogo nie poleca żadna organizacja, czy instytucja. Hm...
Murek obu rękami kurczowo uczepił się brzegu biurka:
— Jeżeli pan prezes życzy — zaczął — będę się starał wstąpić do jakiejś organizacji...
— Nie o jakąś chodzi! — przerwał prezes. — Pan przecie orjentuje się, że nie chodzi tu o byle jaką organizację, tylko o taką, której polecenie... No, i teraz wstąpić... Nie, to niemożliwe. A może pan może powołać się na jakieś wybitne osobistości?... Kto mógłby udzielić o panu referencyj?
Murek spuścił głowę. Kogóż mógł wymienić?!... Z dawniejszych lat znał kilku dygnitarzy, lecz wiedział, że żaden z nich nie może go pamiętać. A z ostatnich czasów — prezydent Niewiarowicz, wojewoda Łęk-Dornicki, dyrektor Departamentu Gąsowski?... Ci nie wydaliby o Murku przychylnych opinij.
— Przecież musi pan kogoś znać! — powiedział z naciskiem prezes.
— Niestety... Urodziłem się i kształciłem w Małopolsce — bąknął Murek.
— Dziwne. No, szkoda. Szkoda, powtarzam, bo chciałbym doktora mieć u siebie. A każdy z kandydatów powołuje się na rekomendacje wpływowych osobistości. Angażując pana, naraziłbym się na liczne ataki. Pan rozumie?... I nie mógłbym żadnemu z tych protektorów powiedzieć, że taka to i taka figura żądała przyjęcia doktora Murka. Stanowisko jest zbyt poważne, by dało się obsadzić je pocichu. Szkoda.