— Może ma pan nawet tytuł doktorski...
— Skąd pani wie!...
— Zajmował pan jakieś poważne stanowisko — mówiła dalej. — Ale na prowincji. I musiał pan ustąpić z tego stanowiska z powodu jakichś spraw politycznych. Czy tak?
Murek stanął i chwycił ją za rękę:
— Skąd pani to może wiedzieć!
— A widzi pan — uśmiechnęła się — że skoro to, co mówię zgadza się z rzeczywistością, to mój system patrzenia nie na powierzchowność człowieka, lecz w głąb jego istoty, jest dobrym systemem.
Murek zdjął kapelusz i przetarł czoło:
— Wie pani, to jest nadzwyczajne.
— A pozatem jest pan człowiekiem dobrym, uczciwym, zacnym. I bardzo łatwowiernym. Proszę tego nie brać za przyganę. Pańska łatwowierność wypływa z dobroci. Sądzi pan ludzkie pobudki według własnych. I dlatego dokoła widzi pan ludzi szlachetnych, kobiety uczciwe...
— Pani jest dziwną dziewczyną... Doprawdy. Gdybym nie wiedział, że pani mnie nie zna i znać nie może, tobym był przekonany, że... No, może mi pani coś jeszcze o mnie powie?
— Cóż? — zastanowiła się. — Pracuje pan ciężko. Bardzo ciężko. Nieraz dźwiga pan ogromne worki i paki z towarami... Ale jest pan bezrobotny.
Murek przytaknął:
— A o mojej przyszłości też może pani coś powiedzieć?
— Tak, zdaje mi się, że tak.
— Więc?
— Nie należy rozpaczać. Nie wolno tracić nadziei. Wszystko się panu poprawi. Zajmie pan odpowiednie stanowisko, bo pan jest tego wart.
— A... kiedy?
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.