nej. I najgorsze, że nie wiem, któren z nich me wali w morde. A ja co się w jednego zamachnę, to on powietrze, co w drugiego — powietrze. I tak widzę, że rady nie dam. Trzeba, myślę, odłożyć pierediełkę i dopiero go wczoraj przykarauliłem. A co było? Miraż, fakta tego samego morgana, czyli apteczne złudzenie ludzkiego okna.
Niżynier kręcił kozią bródką i w zamyśleniu mrugał obrzękłemi powiekami.
— Powinni na kartki wydawać — zaczął znowu. — Żłobki z wódką dla bezrobotnych, włóczęgów i wszelkiej hołoty. Mniejsza o żarcie. Kiedy zapuszczasz grabę do obcej kieszeni, to robisz to poco?... Żeby zdobyć mues na wódkę, na to ersatzszczęście w butelce. To cię trzyma. Poto żyjesz, jak bezpański pies, że masz nadzieję wieczorem się ubzdryngolić i nacieszyć się tym najpiękniejszym ze światów, póki się nie wyrzygasz, nie uśniesz, albo nie dostaniesz w pijackiej sprzeczce majchra pod żebro. Patrzcie, już tam się walą. I w porządku. Dać im jeszcze spirytusu! Niech się wymordują! Oto przewidująca polityka populacyjna. Planowa likwidacja mętów społecznych i nadkontyngentu narodowego. To bezpłatna dystrybucja szczęśliwości i paszport do niebios. W jednem okienku ponadkontyngentowy obywatel otrzymuje wódkę, w drugiem nóż, albo spluwę. Potem zamknąć ich w dobrze izolowanym lokalu. I pensja kata zaoszczędzona, a własność prywatna ma sto procent bezpieczeństwa. Oczywiście, drobna własność. Bo gruba, co innego. Grubych sum i wielkich majątków nie kradną doliniarze, ani cyrkowcy, ani berlińczycy, czy kamczatniki. Od tego są porządni ludzie, szanowne osobistości, czcigodni obywatele.
Cipak z trzaskiem złożył nóż i wyrzucił przez zęby długie przekleństwo.
— Dystrybucja szczęścia i śmierci dla dołów! Tanio, szybko, dokładnie! — zapalał się Niżynier. — Stworzyć
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.