— Och — uspokoiła go. — Z biura musiałam ustąpić, ale dano mi inną pracę. W laboratorjum.
— A cóż to za firma? Chemiczna?
— Tak. Fabrykacja różnych lekarstw, preparatów, specyfików. Bardzo duża firma. Napewno zna ją pan, chociażby z reklam. „A. Zleist i Spółka”.
— Oczywiście, wiem — potwierdził. — A co pani w tem laboratorjum robi?
Mika zlekka zarumieniła się:
— Ach, bardzo nieprzyjemne rzeczy. Nawet obrzydliwe... Bo widzi pan, ja pracuję teraz w wydziale preparatów hormonowych. Tam wycina się różnym biednym zwierzątkom pewne gruczoły, których wydzielina idzie na wzmocnienie... temperamentu rozmaitych pań i panów. Brr... Gdyby ci pacjenci wiedzieli, jak dla nich cierpią biedne koguty, kury i króliki!... Ja, po tem wszystkiem, za żadne skarby nie wzięłabym do ust tych pastylek, anibym pozwoliła zastrzyknąć sobie tych hormonów. Człowiek jest najbardziej egoistycznem i bezlitosnem stworzeniem na ziemi. Najpierw odbiera biednym zwierzętom ich radość życia, a później je całe zjada...
— Jakto zjada?... To wy tam jecie te swoje ofiary?
— Gdzież tam. Nie my. Ale przecież w każdej restauracji można dostać porcję kapłona, czy pulardy.
Murek z niedowierzaniem patrzył na delikatne, wątłe, niemal przezroczyste ręce Miki. I temi właśnie ślicznemi rękami wykonywała ona owe obrzydliwe operacje.
— I może pani to robić? — zapytał z niedowierzaniem.
— Muszę — uśmiechnęła się smutnie. — W biurze nie było pracy, zaproponowano mi to zajęcie, cóż miałam począć? I za to powinnam być wdzięczna.
— Ależ to są świnie — oburzył się. — Żeby młodej panience dawać tak bezwstydną robotę! To nie mogli zna-
Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.