Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

jadle, nieustępliwie. Murek stanął na moście, wyciągnął z kieszeni plikę wycinków, rwał je na strzępy, które wiatr wyrywał mu z rąk i niósł w ciemność nad zmarzniętą rzekę. Gdy już nic nie zostało, splunął i zawrócił do miasta.
Na Krakowskiem Przedmieściu musiał się zatrzymać. Nie było przejścia. Pomimo mrozu stał tłum gapiów przed wielkim i rzęsiście oświetlonym gmachem, z którego za każdem otwarciem drzwi dobiegały urywki melodyj. Wewnątrz był bal. Przed wejście jedna po drugiej zajeżdżały lśniące limuzyny. Portjer w czerwonej liberji podbiegał, połyskując złotemi galonami, i otwierał drzwiczki. Z miękkich, wyściełanych, zacisznych wnętrz wysiadali panowie w cylindrach i panie w kosztownych futrach. Ich stopy migały spod długich sukien ażurowemi pantofelkami, złotemi i srebrnemi. W nozdrza uderzał silny zapach perfum i oto przed pojazd wsuwał się nowy samochód, majestatyczny, bezgłośny, lśniący, a wewnątrz uśmiechnięci panowie, pachnące panie, błyski brylantów i szelest drogich jedwabiów.
Dwaj policjanci, zziębnięci i przytupujący nogami torowali drogę autom i ich właścicielom, raz po raz pokrzykując groźnie na cisnących się gapiów:
— Rozejść się! Proszę się rozejść!...
I oto Franciszek Murek poraz pierwszy w życiu zadał sobie pytanie: Dlaczego?
Dlaczego on i jemu podobni mają rozchodzić się i ustępować miejsca tamtym, wyfutrzonym, sytym, bogatym? Z jakiego tytułu, na podstawie jakich praw ludzi tak podzielono, że tamci właśnie mają wszystko, a on, Franciszek Murek, nic niema? Dlaczego?...
Aż zdumiał się nad własnem pytaniem. Przez całe dotychczasowe życie nie przyszło mu na myśl zastanawiać się nad tem. Czy wierzył w to, że tak być musi, czy wiedział, że niczego w tym porządku zmienić nie potrafi. Czy był przekonany o słuszności tego porządku?... A przecie niczem od